środa, 14 listopada 2012

Rozdział 3



„Nie umiemy przewidywać najistotniejszego. Każdy z nas zaznał w życiu największych radości wtedy, kiedy nic ich nie zapowiadało.”
− Antoine de Saint-Exupéry

Z ogromną teczką pełną moich pomysłów stanąłem przed wejściem prowadzącym na dziedziniec.
Będzie dobrze – pocieszyłem się w myślach, poprawiłem paski przerzuconych przez moje ramię teczki oraz czarnej torby, wziąłem głęboki wdech i pewnym krokiem wszedłem na plac. Wpatrywałem się w duży nowoczesny budynek o białych ścianach gęsto ozdobionych profesjonalnym graffiti.
Na czystym błękitnym niebie królowało słońce, ogrzewając promieniami podwórze. Pogoda nastrajała optymistycznie. Wreszcie nadzieja, którą symbolizowała zieleń moich okularów, nie będzie płonna.
Niespodziewanie wyrósł przede mną niski, farbowany na blond Japończyk. Ubrany w czarne rurki, narzuconą na nie krótką, granatową spódniczkę w kratkę, błękitną koszulkę oraz seledynowe trampki.
− Cześć! Jesteś tym nowym uczniem, prawda? – zapytał, uśmiechając się szeroko.
− Tak.
− Aki Matsumoto. – Wyciągnął rękę na powitanie.
− Tadashi Green. – Uścisnąłem jego dłoń.
− Świetne ubrania – skomentował, spoglądając na mój strój z uznaniem.
Zerknąłem na swój ubiór. Czarne szorty, glany o tej samej barwie, podkolanówki w biało-czarne paski oraz zwykły biały T-shirt – nic specjalnego.
− Dziękuję.
− Ale jesteś wysoki! Niemożliwe, że jesteś Japończykiem! W Japonii byłbyś gigantem! – szczebiotał podekscytowany. Przypominał nieustannie gdaczącą kurę o wielobarwnych piórach.
− To sprawka genów mojego taty. Jest Amerykaninem, do tego bardzo wysokim.
− Aha, to wszystko wyjaśnia. Zazdroszczę… Ja niestety jestem potomkiem dwóch japońskich kurdupli. – Westchnął, ale już po chwili uśmiechnął się promiennie, wziął mnie za rękę i pociągnął w kierunku wejścia, mówiąc: − Chodź, musisz koniecznie poznać mojego chłopaka!
Kiedy weszliśmy do środka przez oszklone drzwi, zatrzymał się raptownie i przyjrzał mi się podejrzliwie.
− Dotarła do ciebie ta informacja?
− Jaka informacja? A, że prowadzisz mnie do swojego chłopaka. Owszem, dotarła.
− I co? Nie jesteś ani trochę zdziwiony?
− Nie, dlaczego? Przecież miłość dwóch chłopaków to coś normalnego.
Patrzył na mnie zupełnie jak osoby, które na ulicy wyzywały mnie od satanistów.
− Jej, człowieku, skąd ty się tu wziąłeś? – Pokręcił głową, znów chwycił moją dłoń i ruszył przed siebie. W życiu nie pomyślałbym, że w tak małym, wątłym ciele może kryć się tyle siły.
− Aki, nie podrywaj go! – zażartowała ciemnoskóra dziewczyna o ślicznej twarzy otoczonej burzą czarnych, skłębionych loków. Gdy nas mijała, mrugnęła do mnie z uśmiechem, na co automatycznie spuściłem wzrok, czując jak moje policzki barwią się na czerwono.
− To była Kate Berkley – powiedział Aki. – O, a tam jest moje słoneczko. – Wskazał palcem siedzącego na podłodze chłopaka, który szkicował coś w dużym bloku. – Michael! – krzyknął głośno. Jego ukochany wzdrygnął się, przestraszony, i upuścił rysunki. Zanim skończył zbierać kartki, rozochocony blondynek rzucił mu się na szyję, niemalże go przewracając.
− Michael Rawlins − przedstawił Aki, kiedy już zszedł z chłopaka i pomógł mu wstać.
− Tadashi Green. – Uścisnęliśmy sobie dłonie.
Nie mogłem przyjrzeć się jego twarzy, ponieważ moje oczy zostały całkowicie pochłonięte przez jego niesamowite włosy. Kruczoczarne, błyszczące, nastroszone zmysłowo jak u L’a z Death Note.
− Jaką masz pierwszą lekcję? – zapytał Michael, odwracając tym moją uwagę od jego nietuzinkowych kosmyków.
− Historię sztuki.
− O Boże, ale nudy… − westchnął, przewracając oczyma.
− Z tego co wiem, pana Maldena nie ma dzisiaj w szkole. Może będziesz miał zastępstwo – powiedział Aki.
− Mam nadzieję – odparłem.

Oparty o turkusową ścianę, wsłuchiwałem się w charyzmatyczny głos wokalisty MUCC. Pod powiekami zakwitały różnorodne obrazy, nasączone wyrazistymi kolorami. Wszystkie krążyły niczym bańki mydlane napędzane łagodnym podmuchem wiatru, po czym pękały, rozpryskując dookoła drobinki tęczy.
Powoli otworzyłem oczy. Moją uwagę przykuła skulona sylwetka pod przeciwległą ścianą. Chłopak z podciągniętymi pod brodę kolanami, na które wysypywały się kosmyki brązowych włosów. Oplatał ramionami swoje nogi, okryte czarnym materiałem spodni z licznymi przetarciami i dziurami, które były porozmieszczane na całej ich długości.
Podszedłem do niego i usiadłem po jego lewej stronie.
− Hej, wszystko w porządku? – zapytałem, dotykając jego ramienia.
Drgnął, czując mój dotyk, i podniósł głowę, patrząc na mnie zaskoczonymi, czekoladowymi oczyma.
− Jestem Tadashi Green, nowy uczeń – przedstawiłem się w stylu godnym przedszkolaka.
Przygryzł wargę i spuścił wzrok, po czym zakrył dłońmi uszy, które ukrywały się gdzieś pośród brunatnego lasu jego włosów,
− Mam sobie iść? – spytałem, wstając.
Pokręcił przecząco głową, chwycił mnie za rękę i pociągnął z powrotem na podłogę. Wskazał palcem swoje ucho i poruszył ustami, nie wydając przy tym żadnego dźwięku…
Wtedy wszystko zrozumiałem. Prawda zaszkliła moje oczy łzami. Przez chwilę przyglądałem się jego twarzy, czując jak tęczówki zmieniają się w dwa lustra, a następnie rzuciłem się mu na szyję, tuląc jego ciało, które zesztywniało z zaskoczenia. Zaraz jednak poczułem jego dłoń, przeczesującą moje włosy.
Odsunąłem się od niego, ścierając z oczu smutek, który mienił się również na mojej twarzy. W tym czasie chłopak przeszukiwał kieszenie swojego plecaka, po czym wyciągnął z niego mały, niebieski notatnik. Szybko zapełnił pierwszą stronę czarnym tekstem i podał mi go z uśmiechem.
To naprawdę nic takiego. Można z tym normalnie żyć. No, prawie normalnie… Ale dziękuję za akceptację, nie wszyscy tak reagują. Wiesz, niektórzy zachowują się tak, jakby to było zaraźliwe… Ale już się przyzwyczaiłem. Nie uwierzysz, ale to, że nie słyszę ma też swoje zalety! Zresztą sam zobaczysz. A tak przy okazji, jestem Chris Mitchel.
Tadashi Green – odpisałem.
Kilka razy przejechał wzrokiem po mojej odpowiedzi i powoli powiedział:
− Ta-da-szii  Ghy… Ghin…
Pokiwałem głową. Przyjemnie było słyszeć jego głos.
− Ład-niee – dodał.
Przykry dźwięk dzwonka przypomniał wszystkim o rozpoczęciu lekcji. Stanęliśmy pod drzwiami klasy, gdzie znajdowała się już reszta mojej grupy. Zarówno oni,  jak i wiele mijanych przeze mnie osób, byli przedstawicielami różnych subkultur. Dzięki temu poczułem się jak w mojej starej szkole, w której każdy wyrażał swoją osobowość poprzez ubiór. Odpowiedziałem uśmiechem na ich zaciekawione spojrzenia, po czym przeniosłem wzrok na swoje glany.
Aki miał rację, co do nauczyciela historii sztuki – jego słowa potwierdziła energiczna sprzątaczka, która otrzymała zadanie, by przydzielić nas do innych klas. Kiedy przy tablicy jednej z sal zauważyłem znajomą postać, chwyciłem Chrisa za ramię i pospiesznie zająłem miejsce z tyłu pomieszczenia. Przyłączył się do nas czarnowłosy chłopak, który przedstawił się jako Luke Orwell.
− O, Tadashi! – krzyknął Aki, dopiero teraz mnie zauważając. Przy okazji udało mu się przestraszyć nauczycielkę, która wzdrygnęła się, zrzucając na podłogę plik kartek.
− No, panije Matsymoto, jak panu ijdzie? – zapytała, poprawiając okulary bladą, kościstą dłonią o długich palcach. W jej głosie zawarte były śladowe ilości rosyjskiego akcentu.
Aki przełknął ślinę, wpatrując się w czystą tablicę.
− Moży najpirw narysuji pan trójkjąt? – podsunęła nauczycielka.
Blondyn ścisnął kredę i przystawił ją do czarnej powierzchni, kreśląc koślawy kształt.
− Chwila, chwila, panije Aki. Jest pan na lekcyji rysunky technycznegjo i wykonyje pan szkyc… Co będzi panu potrzebnje?
Nerwowym gestem chwycił brzeg swojej spódniczki, a jego drżące palce zaczęły się nim bawić.
− Linijka! – podpowiedział rudowłosy chłopak z drugiej ławki.
− Ekierka! – dodał szatyn, siedzący przed nami.
− Cyrkiel! – krzyknął blondyn z końca sali.
− Mózg… − zakończył ten sam rudzielec.
Chris podsunął mi małą, błękitną karteczkę.
Oto jedna z zalet – mogę wysyłać liściki na lekcji, podczas gdy nauczyciele myślą, że pożyczam coś od kolegów. Właśnie, Luke, pożycz ołówek!
To jest pani Adiel Iwanow, nauczycielka matematyki. Rok temu przeprowadziła się tu z Rosji. Jak każdy ma swoje dziwactwa, ale jest sympatyczna. Co prawda wymagająca, ale sprawiedliwa.
Przyjrzałem się jej jeszcze raz. Wychudzona, blada sylwetka, okryta czarną, ołówkową spódnicą oraz śnieżnobiałą bluzką z wysokim kołnierzem, który otulał szyję równie chudą jak cała reszta. Spięte siwe włosy nadawały jej twarzy powściągliwego wyglądu, co dodatkowo potęgowały cienkie usta zaciśnięte w wąską linię. Jedynie kilka niesfornych, srebrzystych kosmyków, które wysunęły się z koka, odrobinę burzyło chłodny wizerunek, dając nadzieję, że nauczycielka posiada również drugą stronę.
Przekazałem arkusik brunetowi, który siedział po mojej lewej stronie.
− O, rozmawiacie o pani Iwanow – powiedział cicho, wręczając Chrisowi ołówek. − Trzeba przyznać, że jest trochę nawiedzona…
− Panije Matsymoto, co za przyrzjąd muśji pan wziąć, żebji kjąt prostji uzyskjać?
− Prostownicę…
− Panije Matsymoto, to ni czus i mijsce na żartji!
Aki zrezygnował z dowcipów i posłusznie przedzielił trójkąt na dwie równe części, za pomocą ekierki.
− Zadnii dotyczji brył… Zatym, jakji mami wielokjąt w podstawije?
− Czworokąt…?
− Kwa… − zaczął rudowłosy, a widząc wrogie spojrzenie nauczycielki, dokończył, zmieniając wersję: − …tera Główna Policji w Petersburgu…
− Kwadrat? – zapytał Aki.
− Tak! – odparła pani Adiel, wznosząc oczy do nieba. – Narisuji, proszy, ten ostrosłyp…
Blondyn niepewnie przyłożył ekierkę do tablicy, kiedy wybawił go dzwonek. Szybko odłożył drewniane przybory i pobiegł na swoje miejsce, by spakować rzeczy.
− Matsymoto! – Głos kobiety przebił się przez gwar, który zapanował w klasie. – Pytam pana na następnij lekcyji. Radzy si przygotjować…
Kiwnął głową, po czym podszedł do mnie.
− Teraz niestety muszę biec na górę, załatwić pewną sprawę z panem Howardem, ale Chris i Luke dotrzymają ci towarzystwa. Usiądziesz z nami w stołówce, prawda?
− Oczywiście – odpowiedziałem.
Przytulił mnie mocno i opuścił klasę.
***
Po upływie kilku następnych lekcji, nastała wreszcie przerwa na lunch. Po raz pierwszy byłem sam, co mnie cieszyło. Nie oznacza to, że jestem aspołeczny. Bardzo lubię towarzystwo innych osób, ale czasami, jak każdy, odczuwam potrzebę spędzenia odrobiny czasu w samotności, aby w spokoju pozbierać myśli. W towarzystwie Akiego jest to niezwykle trudne – wystarczy jeden jego pisk, a przemyślenia ponownie się rozsypują…
Korytarz był pusty – zapewne wszyscy siedzieli już w stołówce. Tylko ja włóczyłem się po szkole, przyglądając się pracom uczniów, które pokrywały ściany, oraz różnokolorowym szafkom, tworzącym coś na kształt płaskiej tęczy, biegnącej po prawej ścianie, w niektórych miejscach przeciętej drzwiami poszczególnych sal.
Szafka, mieszcząca się przy końcu korytarza, była otwarta, a fioletowe drzwiczki zakrywały osobę, która układała rzeczy na półkach. Kiedy wreszcie skończyła i zamknęła je, moim oczom ukazała się mała właścicielka. Miała brązowe włosy, które sterczały i wykręcały się na wszystkie możliwe strony, jak gdyby uczesał ją miniaturowy huragan. Ubrana w sukienkę w gotyckim stylu, której krótka spódniczka owijała się wokół jej talii niczym płatki czarnej róży, nadając dziewczynce wygląd Black Baccary[1]. Spod czarnych falbanek wykończonych koronką wysuwały się podwiązki, które sunęły po udach, a pod koniec swojej wędrówki przytrzymywały czarne zakolanówki, osłaniające jej nogi. Niezwykle długie nogi, po których można by się wspinać niemalże całą wieczność, by osiągnąć najsłodszy szczyt świata.
Przyjrzała mi się z zaciekawieniem, zielonym spojrzeniem dużych oczu, wokół których rosły gęste ogrody rzęs. Uśmiechnęła się nieśmiało, po czym zrobiła kilka kroków do tyłu i zniknęła za zakrętem.

Wszedłem do zatłoczonej stołówki pełnej kolorów i głośnych rozmów. Usiadłem przy stole, będąc nadal pod urokiem czarnego kwiatuszka.
− Tadashi, jesteśmy tutaj. – Usłyszałem głos Akiego, dobiegający ze stolika obok.
Podniosłem wzrok, napotykając zdziwione spojrzenia nieznanych mi uczniów. Spuściłem głowę, by ukryć rumieńce, wymamrotałem przeprosiny, po czym wstałem pospiesznie i zająłem wolne miejsce między Kate a Akim. Przy stole siedzieli również Michael, Chris, Luke i nieznajoma dziewczyna o wyglądzie fanki reggae, którą Aki przedstawił jako Nancy Smith.
− O czym tak rozmyślałeś, co? – zapytał blondyn.
− Hm? – Spojrzałem w jego stronę. – Yyy… o niczym.
− Nic nie jesz? – spytał Michael.
− Co? Nie, nie, jakoś nie jestem głodny.
− Coś się musiało wydarzyć, kiedy tutaj szedłeś… Opowiadaj! – rozkazał Aki, przesuwając w moją stronę talerzyk z rogalikiem.
− Ehem… − Moje ciało znów zareagowało w sposób, którego nienawidzę – przyspieszone tętno rozprowadziło czerwień pod skórą moich policzków. – Spotkałem na korytarzu pewną dziewczynę… Może wiecie, jak się nazywa? Jest niska, drobna, ma nastroszone brązowe włosy, czarną gotycką sukienkę…
− Widziałeś Carrie Hadley?! – przerwał mi Luke.
− Jej, Lulu, nie krzycz tak. – Aki zakrył uszy dłońmi.
− Ojej, jaki wrażliwy… I nie jestem żaden Lulu!
− Jesteś!
− Znacie ją? – zapytałem.
− Prawdę mówiąc – zaczęła Kate – nikt jej nie zna, tak osobiście. Bardzo rzadko można ją spotkać na korytarzu. Tutaj też się nie pokazuje. Tylko uczniowie z jej grupy widzą ją na lekcjach. Zawsze przychodzi i wychodzi ostatnia.
− Dziwna dziewczyna… − mruknął Michael.
− Ja miałem okazję ją poznać – pochwalił się Aki.
− Oj, tak… Bardzo się ze sobą zżyliście… − skomentował sarkastycznie jego chłopak.
− A żebyś wiedział. Szedłem sobie korytarzem, pusto, cicho, aż tu nagle idzie ona! Zauważyła mnie i wykonała taki ruch, jakby chciała się wycofać, ale zapewne nie pozwoliła jej na to moja zniewalająca uroda.
− Phi…
− Michael, możesz mi nie przerywać?! Podchodzę do niej, pytam co tam u niej i czy idzie do stołówki, bo jeśli tak, to może z nami usiąść. Carrie nosi przy sobie takie coś, co przypomina pudełko śniadaniowe z rączką… Oczywiście przerobione przez nią, ozdobione jakimiś pierdołami. W środku ma pełno słodyczy. No, zatem czekam na odpowiedź, ona patrzy się na mnie tymi swoimi dużymi oczami. Chwilę tak się gapimy i nagle otwiera to pudełko, chwilę w nim szpera, wyciąga lizaka, podaje mi i zwiewa…
− A ty co zrobiłeś? – spytałem, zaciekawiony.
− Zjadłem lizaka. A co miałem zrobić?
Wywróciłem oczyma.
− Mówię wam, dziewczyna na mnie leci – dodał z przekonaniem.
− Z pewnością… − odparł Michael.
− Ten lizak zastąpił słowa: „Podobasz mi się”.
− Nie, ten lizak zastąpił słowa: „Bierz i spadaj, frajerze”.
− Nie gadam z tobą – oznajmił blondyn, robiąc minę urażonej księżniczki. Wygładził dłońmi granatowy materiał swojej spódniczki.
− Ciekawe, ile wytrzymasz.
− Długo – powiedział Matsumoto, a po chwili zakrył usta rękoma, przez co wywołał śmiech u bruneta.
− A jeśli o Hadley chodzi, to ona ma chłopaka, Toma Tuckera – powiedziała Nancy, ściągając mnie brutalnie na ziemię. Jeszcze przed sekundą miałem nadzieję, że uda mi się do niej dotrzeć, teraz bańkę pełną moich marzeń przebiło niczym igła jedno jedyne zadanie. – Ale on jest chyba jakiś psychiczny… Widziałam kilka razy jak przy nim stała i na zakochaną mi nie wyglądała, raczej przerażoną. Na dodatek dostał się tu z „drobną” pomocą łapówki, bo przecież talentu to on w ogóle nie ma.
Chris, który do tej pory siedział cichutko, podsunął jej błękitną karteczkę.
− Chris prosi, żeby streścić mu, o czym rozmawiamy, bo też chciałby wiedzieć – oświadczyła, zapoznawszy się z treścią, a następnie zajęła się pisaniem odpowiedzi.
− Spotykamy się dziś u ciebie, Mike? – zapytał Aki.
− Jasne. Organizuję Akiemu dodatkowe zajęcia z rysunku – wyjaśnił mi.
− Bo ja jestem kiepski z rysunku – nie wiem, jakim cudem się dostałem – a na reklamie również potrzebna jest umiejętność rysowania, więc Michael mi pomaga. On jest na architekturze.
− Przygotuj się, Tadashi, zaraz rozpoczną się opowieści o tym, co robią, kiedy są sami – szepnęła Kate.
− Chociaż trzeba przyznać, że nie zawsze zajmujemy się jedynie rysowaniem – wyznał Mike.
− Tak, czasami również kolorujemy – dodał blondyn, wymieniając z ukochanym znaczące spojrzenia.
***
Niczym Mały Książę wyruszyłem na poszukiwania swojej Róży. Nic nie stanie mi na drodze, nawet przeszkoda pod postacią jej zaborczego chłopaka.
Będąc już na dziedzińcu, podszedłem do nieznajomego ucznia o czerwonych, natapirowanych włosach.
− Przepraszam, szukam pewnej dziewczyny… Carrie Hadley, znasz ją? Wyglądem przypomina Black Baccarę. Ma zielone oczy, brązowe… − przerwałem, kiedy przeniósł wzrok na coś, znajdującego się za mną, co uformowało błękitne przerażenie w jego oczach.
− Ej, nowy! Czego chcesz od Carrie Hadley?
Odwróciłem się powoli. Był wyższy ode mnie przynajmniej o głowę, do czego nie byłem przyzwyczajony. Jego wzrost oraz postura rozproszyły moje niewielkie pokłady pewności siebie i szybko zastąpiły ogromną dostawą strachu, którego nigdy jeszcze tak mocno nie odczuwałem.
− Spo-spotkałem ją na korytarzu… Wygląda na samotną, więc chciałem z nią porozmawiać…
− Nikt nie ma prawa z nią rozmawiać! – krzyknął, zaciskając długie silne palce na moich ramionach. Wrażenie, jakby mojej skóry uczepiły się wnyki. – A w szczególności takie dziwadło jak ty!
Serce biło jak oszalałe. Nie wiedziałem już czy to efekt strachu przed Tomem, czy uczucie do czarnego kwiatuszka. Jego dłonie były tak duże, że od razu wyczuły zamieszanie, które działo się pod moją klatką piersiową. Szybko domyślił się, co się święci.
− Jesteś w niej zakochany?
Skłam! – podpowiedział rozum, ale to nie on kierował teraz moimi ustami, tylko serce, które za nic nie chciało oszukiwać w tak ważnej sytuacji.
− Tak… Chyba jestem w niej zakochany.
Moje słowa wywołały u niego jeszcze większy gniew, który malował się na jego twarzy, czyniąc ją bardziej przerażającą. Ręce trzęsły się ze złości, wszczepiając w moje ramiona jeszcze więcej bólu.
− W takim razie wyjaśnijmy coś sobie: ona jest ze mną, więc nie rozmawiaj z nią, nie patrz na nią, ani nawet o niej nie myśl! W przeciwnym razie wyrwę ci to twoje hałasujące serce i je rozszarpię, rozumiesz?! Zrobię to tak skutecznie, że już  n i g d y  nie będziesz w stanie kochać!
Rozprostował swoje palce i odwrócił się. Moje kolana ugięły się pod ciężarem strachu. Po chwili klęczałem na asfalcie dziedzińca, patrząc na oddalającą się sylwetkę.
________________________________________________ 
[1] Black Baccara – rzadki gatunek czarnej róży.

Gratulacje, drogi Czytelniku! Właśnie udało Ci się przebrnąć przez cały rozdział!
Strasznie długie i nudne, więc podziwiam osoby, które to przeczytają. Do tych, którym się udało: Co sądzicie o nowych bohaterach? Chyba najtrudniejszą rzeczą, kiedy pisałam ten rozdział, było wybranie dla nich imion i nazwisk.
Z dedykacją dla Ciebie, Mizuki-sama! ;] Wreszcie się doczekałeś. Mam nadzieję, że Cię nie zawiodłam, Boberku.